Dróg aby zostać QA jest wiele. Jedni robią kursy, inni uczą się sami, jeszcze inni stawiają na certyfikację bądź automatyzację od pierwszego dnia. Dziś podzielę się z Wami moją historią – jest kręta i niecodzienna, więc zapnijcie pasy i ruszamy w podróż.
Komputery – były w moim życiu od zawsze. Pierwszy, jaki pamiętam był u kolegi Tomka z systemem MS-DOS. Jako małe dzieci siedzieliśmy zapatrzeni w monitor, gdzie Tomek, który był starszy ode mnie posługiwał się sprawnie i uruchamiał nam gry. Król Lew, Price of Persia, Alladyn – teraz wspominam to jako czasy magiczne, pochłonięty technologią, każdym pixelem na czarno-białym ekranie.
Jeden komputer, wiele dzieciaków, kilka minut interakcji. Już wtedy czułem, że to jest coś. Zazdrościłem go Tomkowi i jego bratu Kamilowi przez co jako dziecko spędzałem u nich dość sporą ilość czasu. Często udawało się przynieść do domu łupy po grach – były nimi wydrukowane print screeny z gier na drukarce igłowej.
Kilka lat później stanął pierwszy komputer w moim mieszkaniu, był to czas drugiej klasy szkoły podstawowej, biało-niebieski PC z wielkiem jak na tamte czasy 19″ monitorem. Spędzałem przed nim masę czasu grając i słysząc czasami o magicznym Internecie, którego słowo pojawiało się po magicznej godzinie osiemnastej.
Dużo osób było zaniepokojonych ilością czasu, jaki spędzałem przed komputerem, co ciekawe nie poświęcałem go na gry a na badanie i zagłębianie się w system. Konfigurowałem, instalowałem łaty, sterowniki masę dziwnych programów, które miały przyspieszyć, obniżyć, podbić, ulepszyć każdy parametr naszej domowej maszyny. Tak! Zostałem komputerowym geekiem!
Pierwszy włam
Kilka lat później pojawił się w domu drugi komputer, srebrno-czarna skrzynka, która przerastała kilkunastokrotnie możliwości sprzętu, który miał dopiero kilka lat. Był on jednak niedostępny, stał majestatycznie na biurku w pokoju rodziców z hasłem podczas logowania. Marzyłem o nim, tyle nowych opcji, nowy system Windows i gry, które na moim komputerze już nie działały.
Był jednak jeden problem, nie znałem hasła.
Do szkoły na 10
Bywały dni kiedy szkoła zaczynała się później a ja miałem dwie godziny aby spróbować włamać się do komputera, który był moim marzeniem. Hasło pierwsze, drugie, trzecie, czwarte, piąte – bez skutku.
Bez dostępu do Internetu i żadnej dokumentacji, znalazłem jak mi się wtedy wydawało „lukę” podczas kilkukrotnego wyłączania komputera od zasilania, który przechodził w tryb awaryjny. Miałem wtedy możliwość nadania nowego hasła. To było coś! Czułem się wtedy… ciężko to teraz opisać, dostęp do upragnionego celu dość krętą ścieżką, która miała złamać nowego PC’ta.
Oczywiście takie granie kończyło się tym, że komputer miał ustawione nowe hasło co powodowało formatowanie go co kilka dni. Jednak możliwość obcowania z nim dawała mi wiele radości i satysfakcji.
Komputer w kartonie po butach
Jako dziecko prawie każde wakacje spędzałem w Krakowie, gdzie jedynym punktem z Internetem był wtedy komputer ciotki. Posiadał on jednak dziwną przypadłość – psuł się zawsze co rok, akurat wtedy kiedy zaczynałem go używać przez co odpowiedzialność za awarie spoczywała na mnie.
Pewnego razu, jak co roku, komputer ponownie się popsuł podczas mojego użytkowania, przestał uruchamiać się totalnie, nic, zero… umarł. Byłem przerażony tą sytuacją myśląc jako wczesny nastolatek o kosztach potencjalnej naprawy. Zabrałem się więc za debugowanie problemu.
Trwało to wiele godzin ale nie chciałem dać za wygraną i przyjść z informacją, że komputer umarł. Okazało się, że problem leżał w płycie głównej, która mając przebicie nie chciała się uruchomić. Była to jak się później okazało specyficzna cecha tego modelu, do czego doszedłem, kiedy komputer odżył rozłożony na części, a sama płyta znajdowała się w kartonie po butach (nie pytajcie proszę skąd ten szalony pomysł).
Teleinformatyka
Moja miłość do technologii i komputerów dalej trwała. Wybrałem się więc do technikum teleinformatycznego Kierunek miał łączyć ze sobą programowanie i telekomunikację.
Nauczyciele, którzy mieli pasję, było ich kilku, podziwiałem ich, szczególnie jednego starszego, który z wielkim zaangażowaniem tłumaczył nam jak działa Internet od samych podstaw, pakiety, wysyłanie, odbieranie, co się dzieje kiedy dany pakiet zaginie, jak działa protokół HTTP. Dowiedziałem się też dużo o sieciach zdając egzaminy CCNA i CCNP.
Niestety nie udało mi się wynieść ze szkoły umiejętności programowania, jednak zabrałem się za to sam co wynikało z naturalnej kolei rzeczy.
Java, java, java, PHP
Moja przygoda z Javą trwała w najlepsze. Ucząc się z książki Java rusz głowa doszedłem do poziomu budowania aplikacji okienkowych co dawało mi wówczas dużo radości i poczucia, że idzie to w dobrą stronę. Był jeden problem – w Olsztynie w którym wówczas mieszkałem firmy informatyczne można było zliczyć na palcach jednej ręki, a w dodatku żadna nie używała Javy, liczył się wówczas tylko PHP.
PHPraktyki
Wojtek, z którym miałem kontakt przez Alę z którą pracowałem, widząc, że interesuję się programowaniem zaproponował, że pomoże mi z praktykami. Warunek był jeden – językiem musiało być PHP. Zacząłem się go więc uczyć ekspresowo i tak kilka chwil później byłem już przy biurku pełnym kodu PHP.
4 + 8
To były szalone trzy miesiące. Poranna pobudka aby z samego rana zasiąść przed kodem w biurze. Następnie po 4 godzinach przemieszczenie się do pracy zarobkowej i ośmiogodzinny etat, po czym powrót do domu i przygotowywanie się do kolejnego dnia.
Taki tryb miał swoje wady – z jednej strony wypalał fizycznie i mentalnie (po dwóch-trzech miesiącach małem kryzys) oraz nie miałem czasu na naukę PHP’pa po godzinach praktyk gdyż było to fizycznie niemożliwe. Niestety zaprzepaściłem wtedy swoją szansę na pracę w moim wymarzonym IT, gdzie po praktykach mi podziękowano. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło ; ).
Z obecnej perspektywy wiem, że to nie był jeszcze ten etap wiedzy. Z drugiej wiem że popełniłem najbardziej kardynalny błąd. Zadawałem za mało pytań, przez co dochodzenie do pewnych rozwiązań zajmowało mi dużo ilość czasu. Podczas kiedy mid czy senior rozwiązaliby mój problem w 3 minuty.
Nigdy nie będziesz pracować w IT
Po nieudanych praktykach przyszedł największy kryzys. Wiele osób mówiło mi, że to nie dla mnie i nigdy nie znajdę pracy w IT. Osoby z rodziny, przyjaciele, kilka najbliższych osób. Wtedy chyba po raz pierwszy mocno zwątpiłem w mój cel. Zrobiłem sobie kilkumiesięczną przerwę…
Zostać testerem?
Był to czas w którym przeprowadziłem się do mojego ukochanego Krakowa i stwierdziłem, że nie odpuszczę. Podczas rozmowy z moją koleżanką Alą dowiedziałem się o istnieniu takiego stanowiska jak tester. Podczas praktyk przewinęło się ono kilka razy, jednak testerzy byli tam bardzo odseparowani od developerów co czyniło ich tylko biurowym hasłem.
Kilka tygodniu później po przeczytaniu kilku książek stwierdziłem, że to może być to. Zabrałem się za lekturę książek dotyczących jakości, podcastów, blogów.
Okazało się, że duża część wiedzy łączy się już z wcześniej nabytą. Sieci, programowanie, ogólna wiedza IT – wszystko szło bardzo sprawnie.
Witamy na pokładzie – zadanie numer jeden
Udało się, zostałem przyjęty na stanowisko QA. Z jednej strony miałem obawy o powtórkę scenariusza z praktyk, z drugiej strony stwierdziłem – albo teraz albo nigdy.
Podczas rekrutacji zostałem też poinformowany, że będę pierwszym firmowym QA, co nałożyło na mnie dodatkowe zadanie – miałem zbudować cały dział QA w software house’ie.
Początkowo moje zadanie było dość proste – jeden QA, testowanie stron i zgłaszanie bugów. Ten czas pozwolił wyrobić mi solidne podstawy testowania. Nauczyć się współpracy, przyjacielskiej relacji z developerami, klarownego tłumaczenia błędów i zależności. Moja wiedza techniczna również rosła.
W związku, że QA było dopiero wprowadzane była też potrzeba wymyślenia procesu, który podniesie jakość, pomoże płynnie współpracować z developerami oraz oddawać produkty wysokiej jakości.
Wiedza, wiedza, wiedza
W międzyczasie zadawałem sobie często pytanie – jak mogę być jeszcze lepszym QA. Z jednej strony zdobywanie wiedzy jako QA – z drugiej wiedzy o tym, jak budować przyszły zespół i proces jakościowy.
Książki, konferencje, meetupy – to było najlepsze źródło wiedzy, jaka pasowała do mnie. Książki dawały teorie z kolei na meetupach i konferencjach często mogłem się dowiedzieć jak inne firmy mają poukładane działy QA i proces.
„Podglądanie” lepszych i implementacja pomysłów z dopasowaniem do własnego zespołu i warunków była idealnym połączeniem. Proces ten trwa nadal i będzie trwać ponieważ uważam, że zawsze będzie istniał aspekt, który można udoskonalić.
Aplikacja dużego rozmiaru
Wraz z rozwojem otrzymałem nowe zadanie – testy nowej dość dużej aplikacji. To był kolejny etap mnie jako QA. Zespół developerski się powiększał, ja chłonąłem wiedzę jak gąbka. Kolejne technologie, jeszcze więcej technikaliów, docker, zaawansowany proces deploymentu, testy na wielu warstwach, automatyzacja, BDD i wiele wiele więcej.
W projekcie pojawiało się coraz więcej możliwości występowania błędów.
Na tym projekcie nauczyłem się dużo – po pierwsze dlatego, że był on budowany od totalnego zera, i moje doświadczenie rosło wraz z rozrostem projektu.
Zauważyłem również, że moje doświadczenie techniczne jest bardzo pozytywnie odbierane przez zespół developerski. Mogliśmy przez to prowadzić merytoryczne dyskusje o błędach, przyczynach ich powstawania problemach, jakie mogą pojawić się w przyszłości. Chciałem, aby QA w tym projekcie był znacznie więcej niż tylko blackboxem z informacją działa bądź nie.
Projekt ten pozwolił również nabrać doświadczenia na wielu innych płaszczyznach, przywództwa, relacji z ludźmi, klarownego tłumaczenia zawiłości błędów, odpowiedzialności za tworzony produkt, ale to historia na osobny wpis.
Witamy kolejnego QA
Wraz z rozrostem projektu potrzebni mi byli towarzysze, którzy będą razem ze mną zapewniać produkt jak najwyższej jakości. Tworzyliśmy już dwuosobowy zespół – Krzysiek i Krzysiek. Nasza współpraca układała się dobrze, uzupełnialiśmy się wyśmienicie tworząc zgrany duet dbający o jakość aplikacji.
Wraz z rozrostem projektu nasz zespół stale się powiększa – Krzyś, Gosia, Marta, Karol… może Ty?
Lead
Stanowisko leada jest wielką odpowiedzialnością. Nie chciałem być leadem na papierze ani wskazującym tyko kolejne zadania na boardach. Cały czas w głowie mam cytat z książki Tim’a Ferris’a, który przeprowadzał wywiad z generałem Stanley’em McChrystal i Chris’em Fussell’em.
Dopiero w wieku, 35-40 lat, kiedy doszedłem do poziomu batalionu, czyli około 600 żołnierzy, nagle musiałem nauczyć się dowodzić w inny sposób i zrozumieć, że tak naprawdę ważne jest dbanie o rozwój ludzi. Młodemu człowiekowi powiedziałbym, że dowodzenie polega tak naprawdę na rozwijaniu ludzi, którzy mają wykonać pracę.
Rozmawiam o chęci rozwoju w danych kierunkach, o tym jak możemy osiągnąć te cele, tworzę ścieżki rozwoju, które customizujemy z każdym. Ćwiczymy angielski pomagamy sobie nawzajem i budujemy znakomity team. Staram się pomóc w zdobywaniu wiedzy i wyciągam mój zespół na każdą możliwą konferencje i event.
Kolejny cel
Nie wiem czy znacie takie uczucie, kiedy osiągniecie swój główny cel, w moim przypadku była to praca w IT, która była spełnieniem moich marzeń. Podobno ludzie wtedy dzielą się na dwie grupy, pierwsza mówi, że im to wystarczy, druga szuka kolejnych celów do osiągania. Nigdy nie zaliczałem się do tej pierwszej, staram się mierzyć jeszcze wyżej.
Szukanie nowego celu trwało kilka miesięcy, chciałem aby ten cel był spójny ze mną, osiągalny, wielki. Znalazłem!
Cel: najlepszy dział QA w Polsce!
To było to! Stwierdziłem, że jestem w stanie to zrobić. Dokonując rekrutacji na kolejnych QA mogłem wybierać ludzi, w których widziałem tę iskrę, chęć bycia kimś więcej niż tylko rolą w zespole. Ciągły rozwój, poszerzanie swojej wiedzy, budowanie prawdziwego zżytego teamu, który poradzi sobie z każdym projektem.
Budowanie zrównoważonej drużyny to trudne zadanie – kompetencje, charakter, osobowość. Jednak jestem przekonany, że każda z osób, która jest w moim zespole jest wyjątkowa.
Chciałbym aby każda osoba, każdego dnia wychodziła z pracy jako jeszcze lepszy QA pewny swoich umiejętności i kompetencji czerpiąc z tego radość. Moją filozofią jest ciągły rozwój zespołu i weryfikacja postępów i czerpanie z tego przyjemności znając swoją wartość jako członek teamu.
Droga
Jeśli dotrwałeś do końca, gratulacje! Poznałeś moją drogę do zostania QA i pracy w IT. Jest to droga, która trwała około 15 lat i ciągle trwa, wraz z jej rozwojem możesz być pewien, że będą ją aktualizował. Jaka jest Twoja historia?
Jeśli chcesz ją opowiedzieć napisz ją w komentarzu. Dróg do zostania QA jest wiele, może to właśnie Twoja historia zainspiruje innych by iść w stronę jakości!
Masz jakiekolwiek pytania pisz śmiało na [email protected]
Źródła:
Obrazek: https://unsplash.com/photos/hK3VKBkQLIQ – Photo by Tim Trad on Unsplash
Książka: Timothy Ferriss „Narzędzia Tytanów”